czwartek, 22 maja 2014

Wyzwanie - 18 dzień

Czego nie możesz odmówić sobie z jedzenia?

Nie ma takiej rzeczy. Ze wszystkiego jestem w stanie zrezygnować. Najciężej jednak jest mi porzucić chleb, bo zrobienie kanapki jest bardzo szybkie. A często nie mam czasu na inne wymyślne posiłki. Od jakiś czterech lat jem tylko ciemny chleb, najbardziej ziarnisty z możliwych. Moja mama kupuję taki na kromki, który jest dość ciężki, dlatego liczę, że jest NAPRAWDĘ "ciemny". Oczywiście nie szaleję z chlebem, bo wiem, że mimo wszystko jest kaloryczny.
Trudno jest mi zrezygnować również z mojej zmory - chipsów. Uwielbiam każdy smak. Mogłabym śmiało żywić się tylko chipsami, chociaż wiem jak bardzo są kaloryczne. Dlatego ich nie jem. Oczywiście, podczas tzw. "napadów" zdarza mi się, ale jest to maksymalnie raz na 2 tygodnie. A na następny dzień robię sobie zawsze głodówkę, aby wyrównać poziom kalorii.
Do słodkiego jakoś mnie nie ciągnie. Wiadomo, lubię czekoladę, jak każdy, ale zdecydowanie wolę słone rzeczy.
Fast food'y jadłam jak ważyłam milion kilo. Od tamtego czasu omijam je szerokim łukiem. Doprowadziły mnie wtedy do klęski, więc i tym razem mogłoby się tak zdarzyć. Poza tym nie jem mięsa, dlatego z zasady hamburgery i inne MC'i odpadają. Czasem mam ochotę na wegetariańskiego kebaba. Ale nie jem go. Bo to że mam na coś ochotę nie oznacza, że od razu muszę to jeść ;) W wegetariańskim kebabie jest biała bułka, która jest kaloryczna i sosy, które mają w sobie majonez. Dlatego są tak tuczące i powinno się je eliminować z diety każdego człowieka!





Dzisiejsza aktywność: Mel B brzuch, Mel B pośladki, Mel B ABS + rozciąganie + sto godzin biegania po Krakowie.
Jedzenie: 150g surówki (60 kalorii), 4 wafle ryżowe (jeden 19 kalorii), 2 małe kromki chleba orkiszowego (100 kalorii) z twarożkiem (30 kalorii) i jogurt Jogobella o smaku kiwi (130 kalorii). Wiem, że dużo, ale jakoś nie mogłam się powstrzymać przed jedzeniem jak wróciłam późno do domu... 

PS. Zamówiłam dzisiaj hula hop. Więc pewnie od następnego tygodnia dodatkowo będę sobie hujać. Ponoć świetnie to robi na talię i "boczki". 

PS2. Ciągle chce mi się płakać. Nie wiem, czy to z powodu zbliżającej się miesiączki, czy po prostu - nad swoim beznadziejnym losem. Chciałabym być komuś wreszcie potrzebna. Założyć rodzinę, mieć swoje mieszkanie, kochającego męża, dzieci, dobrą pracę... Wtedy życie ma sens. A teraz? Żyję z dnia na dzień, totalnie bez celu. Pardon, moim celem jest wyniszczanie siebie od środka. Zapomniałabym. 

2 komentarze:

Amelia pisze...

Super, że umiesz omijać te wszystkie 'złe' rzeczy. Ja ostatnio złapałam się nawet na jedzeniu fastfooda.. cheeseburger -.- . Oczywiście, że masz cel ! Dążysz do perfekcji! A na męża jeszcze będzie czas, ciesz się tym co jest teraz, on pojawi się niespodziewanie ;)

Anonimowy pisze...

Może masz niedobór jakiegoś składnika w organizmie? Zrób sobie badania albo chociaż spróbuj z magnezem.