środa, 27 marca 2013

Najtrudniejszy pierwszy krok.

Słowami piosenki Anny Jantar rozpocznę mój dzisiejszy post: "Najtrudniejszy pierwszy krok potem łatwo mija rok."  ;) Ja właśnie stawiam swoje pierwsze kroki przy pisaniu pracy licencjackiej. I mam głowie totalny chaos... 

Myślami przenoszę się do czasów licealnych i pisania pracy maturalnej. Dwa dni nie potrafiłam napisać pierwszego zdania. Właśnie te początkowe kilka słów określa całą resztę. Są one najważniejsze w całości - oczywiście jest to moja subiektywna ocena. Na temat pracy maturalnej z języka polskiego wybrałam: "Różne ujęcia Holocaustu w literaturze i filmie". Mój konik. Wszystko, oczywiście, nie poszło po mojej myśli, gdy stanęłam przed dylematem rozpoczęcia pisania pracy. Co innego czytać z przyjemności, a co innego z uczuciem "oddechu matury na plecach". Jednak dałam jakoś radę. 

Zobaczymy jak będzie tym razem. Mam do 15 maja oddać pierwszą część teoretyczną. I problem w tym, że kompletnie nie wiem jak się do tego zabrać. Teraz jest przerwa świąteczna, nie będę widzieć się z moją promotorką. Jestem zagubiona. Znalazłam parę publikacji, które muszę przeczytać, aby mieć ogólne pojęcie na temat zdrowia, stresu i roli kobiety w dzisiejszym świecie. ;) Wiem, że ta pierwsza część to czysta teoria, nawiązanie do literatury fachowej. Jednak, brakuje mi osoby, która podpowie mi leciutko, co mam umieścić w tym wstępie. 

Zdecydowałam się, że najpierw przeczytam całą literaturę, która do tej pory uzbierałam, wynotuję najważniejsze rzeczy, a później zabiorę się za pisanie. Innego sposobu nie widzę. Do 15 maja mam jeszcze sporo czasu, ale zauważyłam u mnie postępujący "pracoholizm". Jeśli nie robię czegoś pożytecznego czyli czytanie książek/ ćwiczenia fizyczne/ nauka - mam wyrzuty sumienia. To dobrze czy źle? Sama nie wiem. Ostatnio również zauważyłam u mnie straszne wahania nastrojów. Do płaczu potrafi doprowadzić mnie plama na spodniach czy źle ułożone włosy. Ah, jestem kobietą. Można mi wybaczyć, prawda? ;)

sobota, 23 marca 2013

A jednak zmiana tematu

Już rozmyślałam nad literaturą odnośnie mojego poprzedniego tematu pracy licencjackiej, szukałam literatury i ewentualnych możliwości badań, a tu zmiana. Zmiana na: "Funkcjonowanie w roli kobiety a zdrowie u kobiet". Buch!
Trochę czasu poszło na marne, ale pogodziłam się już z tym. Wczoraj odwiedziłam nawet księgarnię, aby zakupić obowiązkowe publikacje, które będą moimi przyjaciółmi na najbliższe półtora roku. Mianowicie:

  • "Psychologia zdrowia" Sęk, Heszen,
  • "Psychologia stresu" Łosiak
Nie powiem, żeby to pozytywnie wpłynęło na stan mojego portfela, ale edukacje kosztuje ;) Te dwie pozycje wycenili na 90zł. Dość sporo, ale stwierdziłam, że w siebie inwestować warto. Póki jest w kogo ;) 

poniedziałek, 11 marca 2013

Brakuje mi Boga?

Witajcie. ;) Od wczoraj nie może mi wyjść z głowy jedna myśl: Dlaczego odsunęłam się od Kościoła, Boga, kościelnego niedzielnego poranka? Myślę, że to jest dobry moment, aby poruszyć ten temat na moim blogu.
Zrobię to w postaci punktów.


  • Pierwszy i niepodważalny fakt: Nigdy nie mogłam nazwać siebie ateistką. Mocno wierzę, że Niebo i Bóg istnieją. "Wierzę, czy boję się nie wierzyć?" - to pytanie szybko nasuwa mi się do głowy. Zostałam wychowana przez rodziców i dziadków jako osoba, dla której niedzielna Msza Święta była niesamowicie ważna. Dlaczego? Bo tak wszyscy mówili. Zmieniło się to, gdy poszłam do Bierzmowania... 
  • ... Miał wówczas zstąpić na mnie Duch Święty i uczynić mnie dorosłą Chrześcijanką. Nie stało się tak.  Przestałam chodzić do Kościoła. Nagle. Książeczka "Bierzmowania", w której skrzętnie musiałam zbierać podpisy za każdą Mszę [ różaniec, Gorzkie Żale etc.]  przeważyła szalę. Zrozumiałam, że nawet ksiądz, który przygotowywał mnie do przyjęcia tego sakramentu nie rozumiał, co w tym jest naprawdę ważne... 
  • ... Zwątpiłam. Nie w Boga. W Kościół. Moja mama powtarza mi, że źle robię, że powinnam chodzić spotkać się z Bogiem, nie z księżmi. Odpowiadam: "Przecież Bóg jest wszędzie. Nie potrzebuję słuchać kazań o polityce, antykoncepcji i potępianiu homoseksualistów."
  • Drugi fakt: W Kościele źle się dzieje. Każdy człowiek, który chodź trochę interesuje się sprawami bieżącymi, wie że coś się popsuło.
  • Chcę dać Kościołowi kolejną szanse. Chcę znów zacząć chodzić w niedzielę na spotkania z Bogiem. Bo mi go niesamowicie brakuje. 
Oto takie moje krótkie podsumowanie uczuć wewnętrznych. Zacznę od niedzieli. Zobaczymy czy Kościół zmienił się od mojej poprzedniej wizyty. Pozdrawiam Czytelników ;)

wtorek, 5 marca 2013

Początki, początki.

Zaczyna się. Od dwóch tygodni mam przyjemność uczęszczać na seminarium ;) Wybrałam sobie Panią Prof. która z zawodu jest psychologiem klinicznym. Nie wiem, czy ten wybór był odpowiedni. Na pierwszym roku miałam przedmiot o ładnie brzmiącej nazwie "wprowadzenie nie psychologii". Niestety, to tylko nazwa. Zajęcia były prowadzone w najmniej odpowiadającej mi formie, czyli byliśmy zmuszeni do robienia prezentacji na wybrane tematy. Taki przekaz wiedzy mi zupełnie nie odpowiada z prostego względu - nigdy nie wiem, czy zawarte w niej informacje są rzetelne i wystarczająco wyczerpujące. Oczywiście, mogłabym usiąść w domu przed olbrzymimi tomami "Psychologii" Strelau, jednak nie posiadałam wówczas tyle wolnego czasu, aby w pełni oddać się jednemu przedmiotowi.

Wracając do sprawy, teraz te braki wychodzą, bo de facto jak mam uczyć się psychologii zdrowia [bo akurat teraz referujemy wiadomości z tego zakresu], nie posiadając wiedzy z psychologii ogólnej? Jestem w kropce. Jak zawsze zgłosiłam się do wymagającego promotora i na każde zajęcia musimy przygotowywać się z wyprzedzeniem, aby prowadzić z Panią Prof. rozmowę-dyskusję. Wczoraj spędziłam około 3 godzin nad wałkowaniem tekstu na temat "stres a zdrowie". Nie chodzi o poziom trudności tego fragmentu, ale o wyraźne LUKI w mojej wiedzy!

Chciałam pisać pracę licencjacką: "Stres związany z kanonem piękna istniejącym w dzisiejszym świecie". Badania planuję przeprowadzić w gimnazjum i liceum [porównać te dwa środowiska]. W tej pracy mam zamiar nawiązać do problemów żywieniowych związanych z przysłowiowymi wymiarami 90-60-90. Niestety, pani promotor bardzo mnie ogranicza pod tym względem. Kazała nam wybrać zakres z psychologii zdrowia, więc niestety mój temat, trochę wykracza poza ramy. Jednak nie odrzuciła go zupełnie, tylko stwierdziła, że jeszcze nad nim popracujemy. ;) Mam nadzieję, że mnie odpowiednio nakieruje, a nie całkowicie zmieni moją koncepcje.

Ulżyło mi, gdy o tym wszystkim napisałam, bo naprawdę czuję wewnętrzną frustracje tym wszystkim dookoła. Większość z moich kolegów z roku wybrała sobie innych promotorów [powiedzmy łagodnie - mniej wymagających]. Ja jak zwykle, sama, podwyższyłam sobie poprzeczkę. Ale praca popłaca, co nie?