środa, 29 stycznia 2014

czy warto?

Zauważyłam pewną zależność. W dzisiejszych czasach mężczyźni, których spotykam na swojej drodze boją się zaangażowania w związek. Prawdziwego zaangażowania. Co mam na myśli? Nie od razu oświadczyny i złote pierścionki! (  z tego na jakiś czas się "wyleczyłam") Postanowiłam, ze chce wrócić do swojej rodzinnej miejscowości po obronie, bo tam jest moja Miłość. Wiem, że pewnie wiele osób potraktuje to jako "marnowanie swojej szansy na prawdziwe życie" itp. Ale to jest moja decyzja, liczę się z konsekwencjami. Powiedziałam wczoraj o tym tej osobie, która winna być najbardziej zainteresowana i spotkałam się z zaskakującą odpowiedzią! Na tyle zaskakującą, ze sama dalej w to nie wierzę. Mianowicie, dowiedziałam się, że jest DOBRZE tak jak jest i po co cokolwiek zmieniać?! Dobre są spotkania raz/dwa razy w weekendy? Dobre są samotne tygodnie? Dobre są niedzielne rozłąki?! Ja nie prosiłam go o wspólne mieszkanie od razu po moim powrocie, ja po prostu chcę mieć przy sobie osobę, na którą zawsze mogę liczyć.

Czy w dzisiejszym świecie mężczyźni stają się dorośli dopiero po trzydziestce? (Czasem nawet nie!)

Muszę przyznać, ze wczorajsza rozmowa telefoniczna z T. strasznie mnie przytłoczyła i zdołowała. Poczułam się trochę jak "napalona" gówniara, która za wszelką cenę chce zatrzymać przy sobie faceta. Może to ja zbyt wiele sobie wyobrażałam? Może to on nie traktuje mnie poważnie tylko jak jedną z wielu?!
Nadchodzi wielkimi krokami sesja dlatego nie jest to odpowiedni moment na takie rozmowy. Ale cóż poradzić, że od wczoraj w mojej głowie rozpanoszyło się mnóstwo pytań odnośnie mojej przyszłości z T! Może to ja za wcześnie poruszyłam taki temat. Może się przestraszył... Przecież ja nie chcę oświadczyn, tylko normalnego DOROSŁEGO życia.

P.S. Ech, życie. Dlaczego ciągle mnie tak niesamowicie zaskakujesz?

środa, 15 stycznia 2014

"Zielony" raj

Witajcie, kochani. Wiem, ze powinnam pisać trochę częściej (dostałam maila w tej sprawie), ale albo nie mam na to czasu, albo po prostu nie dzieje się nic na tyle ciekawego, co mogłabym zamieścić w swoich blogowych wpisach.
Jutro wyjeżdżam ze swoim T. do Zakopanego na narty. Aż na cztery dni. Wiem, że będą to cztery aktywne dni dlatego jestem bardzo szczęśliwa. Na pewno spalę kalorię i będę kontrolować swoje posiłki. Po wysiłku fizycznym nigdy nie jestem głodna, bo szkoda mi tego, co "spaliłam". ;) Dostałam wreszcie zamówioną zieloną kawę w tabletkach! Łykam od paru dni, sama nie wiem czy apetyt mi się zmniejszył. Chyba jeszcze za wcześnie na jakieś efekty. Ja oczywiście wszystko chciałabym widzieć od razu.
Jednak jestem z siebie zadowolona, bo tak jak postanowiłam, jem dużo mniej niż wcześniej. Ciężko mi zaprezentować moje codzienne menu, ale na pewno nie przekraczam 700 kalorii. Wczoraj pozwoliłam sobie na bułkę pełnoziarnistą, chociaż wiem, że nie powinnam. Staram się całkowicie wyeliminować ze swojego jadłospisu pieczywo, bo wiem, że mam do niego słabość. Zrobiłam sobie ostatnio zupkę cebulową i jadłam ją aż trzy dni! :) To się nazywa ekonomiczne żywienie. Chleb staram się zastępować waflami ryżowymi z jakimś śmietankowym serkiem. Uzależniłam się również od zielonej herbaty, dlatego taki tytuł posta.
Jestem zmotywowana do działania, pozytywnie nastawiona i szczęśliwa, ze wszystko wychodzi po mojej myśli. Niestety, zaczynają boleć mnie oczy, bo przestałam korzystać z okularów do komputera. Wczoraj przy oglądaniu filmu w pewnym momencie wszystko widziałam za mgłą. Nie wiem, czy to niedobór jakiś witamin, czy po prostu gorszy czas dla moich oczu. Co jakiś czas problem się pojawia, dlatego zastanowię się nad wizytą u okulisty. Mam specjalne okulary do komputera, ale jakoś często zapominam je zabrać do mojej podręcznej torebki.
Wracając do jutrzejszego wyjazdu to obiecałam sobie, ze zrobię dla mojego chłopaka pyszne kanapki na śniadanie z zielonym ogórkiem, rzodkiewką, serkiem żółtym i sałatą. Ostatnio, gdy mu takie zafundowałam na śniadanie był zachwycony ;) Niby nic specjalnego, ale liczy się gest. On potrafi takie rzeczy doceniać. Tylko jak zrobić, żeby on je zjadł, a ja nie? Hm, będę musiała nad tym pomyśleć. T. pilnuje mnie w kwestiach żywieniowych, bo tak jak pisałam we wcześniejszych postach "chce mieć szczupłą kobietę". To największa motywacja dla mnie. Dziękuję mu za to ogromnie!

Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy regularnie zaglądają na mój blog. Postaram się pisać częściej. Obiecuję. Życzcie mi udanego odpoczynku w Zakopanem i żebym wróciła cała z tych nart! Może będę uczyć się jeździć na desce! <3


moja cudna motywacja <3 Barbara Palvin

niedziela, 5 stycznia 2014

"Ukochana" niedziela...

Kolejna "ukochana" niedziela. Nienawidzę niedziel. Jeszcze ta pogoda, która dobija człowieka totalnie. Przytyłam. Jem i nie ćwiczę regularnie. Totalna klapa. Dzisiaj śniło mi się, że ważę 80kg! To przestroga. Powinnam się zabrać za siebie. Do wakacji zostało tak niewiele czasu, a ja pozwalam sobie na takie odstępstwa od diety.
Zauważyłam, że gdy nie mam jednej konkretnej diety (RYGORYSTYCZNEJ!) bardzo trudno jest mi się hamować. Dlatego od wtorku (bo wtedy będę już w Krakowie) zaczynam dietę. Taką prawdziwą jak kiedyś. Kopenhaską? Nie do końca, ponieważ nie jem mięsa, więc od razu odpadają ryby. Stworzę swoją specjalną dietę opartą na kopenhaskiej. Jednak zamiast mięsa będę jeść owoce.
Po prostu potrzebuję znów wrócić na stare, dobre tory, bo to sprawiało mi wieeele radości. Po prostu brak mi tego, że mogę kontrolować głód i swoje ciało. Czemu to się zmieniło? Tak wiele pracowałam nad tym, aby mieć silną wolę. Od kiedy spędzam więcej czasu w domu wszystko legło w gruzach.
Zaczynam od początku. Do wakacji będę ważyć 50kg! Jeśli nie? Poniosę tego konsekwencję ;)