środa, 28 września 2011

tęsknota

Trzeci dzień jestem w swoim nowym mieszkaniu w Krakowie z moją przyjaciółką. Jednak nie wiem, czy kiedykolwiek przyzwyczaję się do tego miejsca... To mój nowy dom, jednak sercem zawsze będę w mojej rodzinnej miejscowości.

Tęsknie za domem, za moim facetem, za rodzicami, za dziadkami, za pieskiem... Naprawdę w Krakowie jest bajecznie, ale to nie jest mój dom. Przynajmniej na chwilę obecną. Wiem, że dopiero bardzo krótko jestem tutaj... Mam czas na przystosowanie.

Ciągle myślę o moim D. Naprawdę tęsknota jest czymś pozytywnym, ponieważ wzmacnia niektóre związki. Ale bez niego jest mi bardzo ciężko... Bardzo często mam łzy w oczach, gdy pomyślę o nim. Rozmawiamy dużo przez telefon, ale oczywiście to nie to samo. :(
Jednak nie można stać w miejscu, trzeba się rozwijać i uczyć. W mojej miejscowości niestety nie miałabym tylu możliwości, co w Krakowie. Koniec tematu. Tęsknota tęsknotą, ale nie ma, co gdybać.

Pozdrawiam. :*

niedziela, 25 września 2011

Posumowanie wyjazdu

Dzień dobry :) Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale naprawdę miałam wiele zaległości po przyjeździe. Niby nie było mnie 12 dni, a tyle problemów się narobiło, że aż głowa mała.
Jednak w dzisiejszym poście skupię się na podsumowaniu moich wakacji za granicą. Zobaczyłam kolejne miejsce na świecie, które po raz kolejny mnie zaskoczyło. Wszelkie przemyślenia zapiszę w postaci punktów, tak będzie najwyraźniej i przejrzyście.


zdjęcie z kolejki górskiej w Citta Alta (Bergamo-Włochy)

1. Noc na lotnisku. Nie mieliśmy bezpośredniego lotu na Majorkę, więc musieliśmy nocować na lotnisku w Bergamo (ok.50km od Mediolanu). Było to niesamowicie pozytywne przeżycie. Rozwinęliśmy ręczniki w kącie lotniska i położyliśmy się. Ja oczywiście nie mogłam zasnąć, bo zbyt wiele działo się dookoła. :) Idąc do toalety poznałam bardzo miłych ludzi z Łodzi, którzy lecieli do Portugalii na studia. Przegadaliśmy pół nocy.


widok z plaży w Cala d'Or (Majorka)

2. Szkoła języka. Co prawda mój włoski nie jest tak perfekcyjny, żebym mogła się nim posługiwać na co dzień, natomiast angielski służył mi świetnie. Praktycznie mogę nazwać się 'tłumaczem' grupy. Przyjaciele niezbyt mówili po angielsku, więc to ja zajmowałam się organizacją. Wiele mnie to nauczyło, ponieważ poszerzyłam swoje słownictwo o nowe, do tej pory nieznajome słówka.

Palma de Mallorca (Stolica Majorki)

3. Jedzenie i kultura. Jako że od niedawnego czasu zostałam wegetarianką moje potrawy były troszkę ograniczone. :) Ale i tak jadłam bardzo smacznie. Muszę pochwalić się, że na plaży zjadłam najlepszego ananasa jak do tej pory, w całym swoim życiu. Tak słodki i pyszny, że trudno sobie to wyobrazić. Niestety, wszystko na wyspie było bardzo drogie, a nasz budżet nieco ograniczony, dlatego nie dane nam było zasmakować wszystkiego, na co mieliśmy ochotę. Ale cóż... może innym razem. ;) Odnośnie kultury-hmmm...- dość ciekawa, szczególnie tak zwana siesta. Wszystkie sklepy zamknięte, ludzie odpoczywają. Sądzę, że w Polsce by się to nie przyjęło. A szkoda ;)


słodki piesek w porcie w Cala d'Or (jego Pan pucował swój arcy drogi jacht)

Chciałabym dodać dużo więcej zdjęć, ale może w następnym poście. :) Pozdrawiam :*


piątek, 16 września 2011

raj

Udalo mi sie znalezc kafejke internetowa i od razu do Was pisze. Przepraszam, ze nie uzywam polskich znakow,ale sami rozumiecie,ze tutaj jest to niemozliwe.

Jest bosko! Pogoda bardzo upalna jak to na poludniu bywa. Jedzenie mi nie smakuje, ale pyszna Margerita z hiszpanska oliwa nigdy nie pogardze ;) Udalo mi sie zrobic pare swietnych zdjec i obiecuje, ze po powrocie do domu- dodam je na bloga. Musze konczyc,bo czas mi sie wyczerpuje.

POZDRAWIAM GORACO!:*

piątek, 9 września 2011

Majorka :D

Dzisiaj wylatujemy na Majorkę z moim facetem i przyjaciółmi. Wracamy 21 września. :) Wakacje 2011 uważam za otwarte! :D

niedziela, 4 września 2011

Zdecydowanie i z uśmiechem!

Kochani! Zdecydowałam się. Zostałam wegetarianką. Co prawda, teraz, na początku moja dieta nie jest jakaś urozmaicona, ale dopiero się uczę. ;) Mama nie jest "za" nową dietą, ale stwierdziła, że to moje zdrowie i moja sprawa. Nie będzie mnie już zmuszać do jedzenia mięsa. Obowiązkowo jednak, co pół roku muszę chodzić do lekarza i robić badania, czy nie popadłam w anemię.

Staram się jeść jak najwięcej warzyw i owoców. Wiem też, że muszę zaprzyjaźnić się ze soją. Można z niej zrobić naprawdę pozytywne potrawy, które dostarczą mi potrzebnych witamin. Czytam fora internetowe poświęcone wegetarianizmowi. I powiem Wam, że jestem bardzo szczęśliwa, że się zdecydowałam na taki krok.




Wczoraj przewieźliśmy moje rzeczy do mieszkania w Krakowie. Łóżko, tv, książki... Teraz w moim pokoju jest strasznie pusto i wyraźnie czuję, że coś się zmienia. Kończy się stara era, a zaczyna dorosłość. Wiem, że dalej będę na "garnuszku" rodziców, ale w Krakowie postaram się bardziej usamodzielnić. Znaleźć jakąś pracę na popołudnia, najlepiej związaną z pracą socjalną. Zawsze to doświadczenie, nawet jeżeli miałby to być darmowy wolontariat.

Piszę tego posta z uśmiechem na twarzy, ponieważ wiem, że zmiany są dobre i potrzebne! Mam nadzieję, że wszystko (a przynajmniej większość) pójdzie po mojej myśli i z dniem 1 października rozpocznie się najlepszy okres mojego życia ;)

Przeczytałam dzisiaj na jakiejś stronie internetowej cytat, który niesamowicie mnie wzruszył. Brzmi on: "Oświęcim zaczyna się wszędzie tam, gdzie ktoś patrzy na rzeźnię i myśli: to tylko zwierzęta".