wtorek, 27 grudnia 2011

Noworoczne postanowienia

Piszące ten post przypominam sobie dokładnie ten sam czas, ale rok temu. Siedziałam w swoim pokoju, mierzyłam sukienkę na studniówkę i obgryzałam paznokcie przed maturą. W tym roku jestem starsza (aż o cały rok!), już nie czekam na studniówkę (a bardziej na sylwestra) i nie obawiam się matury (tylko SESJI). Jak widać poza moim wiekiem, nie wiele się zmieniło.

Rok temu również postanowiłam po raz pierwszy spisać wszystkie swoje noworoczne postanowienia. Na pierwszym miejscu ewidentnie były dobre wyniki maturalne, zaraz potem zrzucenie kilogramów. O tak... Widząc siebie w sukience studniówkowej trochę się załamałam i można powiedzieć, że "dostałam kopa" w tyłek od tego lustra. Nie sądziłam, że aż tak się zapuściłam i dopiero wtedy to sobie uświadomiłam. Tak rozpoczęła się moja "Dukanowa" historia i początek zrzucania zbędnych kilogramów.

W tym roku jest trochę inaczej, bardziej realnie podchodzę do swoich noworocznych postanowień. Każdy z punktów starannie przemyślałam i uważam, że są one całkowicie do spełnienia. Oto owa lista:
  1. Zapisać się na wolontariat (Dom Dziecka, Hospicjum, Świetlice Środowiskowe)
  2. Zrobić kurs wolontariusza w Hospicjum św. Łazarza w Krakowie (październik)
  3. Zdać wszystkie egzaminy w pierwszym terminie (no, może oprócz filozofii)
  4. Dbać o siebie, swoją sylwetkę i odżywianie (pić dużo wody, jeść mało chipsów!)
  5. Zapisać się na jogę, fitness lub pilates
  6. Co miesiąc odkładać 100zł (oraz przypilnować mojego faceta, żeby robił to samo) na przyszłe mieszkanie już samodzielne wraz z moich mężczyzną
  7. Nauczyć się nie odkładać wszystkiego na ostatnią chwilę (!)
  8. Ograniczyć siedzenie przed komputerem oraz oglądanie seriali z przyjaciółkami
  9. Pamiętać o tym, żeby w każdej sytuacji pozostać sobą ;)


Zastrzegam sobie prawo do pewnej modyfikacji tej listy - może coś jeszcze przyjdzie mi do głowy? Trzeba nad sobą pracować! Oczywiście, nie odetnę sobie ręki jakby któryś z punktów nie został zrealizowany. Jednak za rok byłabym ogromnie szczęśliwa, gdyby chociaż większość z punktów była sumiennie odhaczona. AMEN! ;)

piątek, 23 grudnia 2011

Święteczne ciasteczka :)

Wigilia tuż tuż, więc wypadałoby zabrać się za świąteczne ciasteczka. :) W tym roku postawiłam na tradycje i prostotę, więc postanowiłam upiec najzwyklejsze kruche ciasteczka do herbaty.

Na pewno już każdy z Was piekł podobne pyszności. Ale gdyby ktoś szukał przepisu na szybkie ciasteczka na wigilijny stół oto on:

  • 1 szklanka cukru pudru,
  • 2 jajka,
  • 3 i pół szklanki mąki,
  • łyżeczka proszku do pieczenia,
  • opakowanie cukru waniliowego,
  • 1,5 opakowania margaryny Palma,
  • papier do pieczenia.

Mąkę mieszamy z cukrem pudrem, cukrem waniliowym i proszkiem do pieczenia. Siekamy margarynę na drobne kawałki i wbijamy jajka. Wszystko starannie ugniatamy i wsadzamy do lodówki na ok godzinę (w folii śniadaniowej albo woreczku foliowym). Po godzinie ciasto wałkujemy na posypanym mąką blacie i wycinamy foremkami ciasteczka. Ja dzisiaj posłużyłam się foremkami z Ikei (lisek, wiewiórka, renifer, jeżyk itp.) za 9.90. Wszystko pieczemy jakieś 7-8 minut w piekarniku na 200 stopni.

Wiem, że to może banalny przepis, ale naprawdę, przynajmniej mamy pewność, że wszystkim zasmakuje :)

Jest to mój ostatni post przed świętami, więc życzę Wam wesołych świąt! :* Spędźcie je z rodziną, ukochanym/ukochaną lub przyjaciółmi, smakujcie wszystkiego ze świątecznego stołu, nie martwcie się o kilogramy, bo wszystko spalicie na sylwestrowym balu :)

środa, 14 grudnia 2011

Pierwsze koty za płoty

Dzisiaj pierwszy egzamin mam już za sobą. W sumie jedną z części egzaminu z psychologii. Był to egzamin ustny, natomiast kolejna część jest dopiero po Nowym Roku.

Ogólnie profesor wykładający ten przedmiot jest profesjonalistą w każdym tego słowa znaczeniu. Każdy z nas miał przygotować dany temat i zaprezentować go przed grupą. Oczywiście zostaliśmy podzieleni na małe podgrupy i każda z nich musiała zaprezentować swoją tematykę w innym tygodniu. I dzisiaj wypadła akurat moja kolej.

Nie było łatwo, ale jakoś sobie poradziłam. Dostałam 4 ;) Jak na początek to całkiem nieźle, zwróciwszy uwagę na to, że większość niestety albo nie zaliczyła albo dostała ledwo 3. Muszę przyznać, że jestem z siebie dumna ;) Druga część tego egzaminu odbędzie się 4 stycznia. Będzie to część pisemna. I wtedy będę mieć już w pełni jeden egzamin za sobą i w sesji tylko trzy pozostałe.
Uważam, że zasłużyłam sobie na tą ocenę, ponieważ spędziłam nad tekstem parę dni, starałam się go zrozumieć jak najdokładniej a nie było to proste, bo dopiero zaczynamy swoją przygodę z psychologią. Było w tym materiale dość sporo stwierdzeń, wyrażeń i określeń, których niestety jeszcze nie zdążyłam się nauczyć. Dzisiaj uczyłam się do 2 w nocy. Ale warto było ;)

Zaraz idziemy z przyjaciółkami na Jarmark Bożonarodzeniowy, na grzane wino. Ponoć wyborne :) Trzeba obalać pierwszą połowę mojego pierwszego w życiu egzaminu na studiach!

piątek, 2 grudnia 2011

I stało się.

I stało się, co miało się stać ... zachorowałam. I to nie z powodu pogody czy zbliżającej się zimy. Nie. Z powodu własnej głupoty.

Jeśli ktoś o siebie nie dba to prędzej czy później dopadnie go jesienne choróbsko. Mnie dopadło w poniedziałek. Oczywiście, zbagatelizowałam sprawę. Kaszlałam, ale do lekarza - o nie! No to mam teraz: ostre zapalenie krtani i antybiotyk. Dzisiaj rano straciłam głos. Na szczęście już wczoraj wróciłam do domu z Krakowa, bo wiedziałam, że to będzie coś poważniejszego. Poszłam do lekarza i diagnoza była jednoznaczna- idiotyczne zapalenie krtani.

Już nie chodzi o to, że spędzę weekend pod kocem w łóżku. Nie chodzi o to, że ominie mnie mój ukochany mecz hokeja. Chodzi o to, że nie poszłam dzisiaj na praktyki, a bardzo mi na tym zależało. Mieliśmy spotkanie z osobami niepełnosprawnymi, w sali gimnastycznej naszej uczelni. Ominęło mnie zdobycie praktycznych umiejętności i poszerzenie swoje doświadczenia o kolejne praktyki. Super. Ale to moja wina i nikogo tą winą nie będę obarczać. Czas o siebie zadbać, zacząć brać jakieś witaminy i cieplej się ubierać. Najwyższy czas zacząć doceniać wytrzymałość mojego organizmu. On i tak już wiele znosi.