niedziela, 25 września 2011

Posumowanie wyjazdu

Dzień dobry :) Przepraszam, że piszę dopiero teraz, ale naprawdę miałam wiele zaległości po przyjeździe. Niby nie było mnie 12 dni, a tyle problemów się narobiło, że aż głowa mała.
Jednak w dzisiejszym poście skupię się na podsumowaniu moich wakacji za granicą. Zobaczyłam kolejne miejsce na świecie, które po raz kolejny mnie zaskoczyło. Wszelkie przemyślenia zapiszę w postaci punktów, tak będzie najwyraźniej i przejrzyście.


zdjęcie z kolejki górskiej w Citta Alta (Bergamo-Włochy)

1. Noc na lotnisku. Nie mieliśmy bezpośredniego lotu na Majorkę, więc musieliśmy nocować na lotnisku w Bergamo (ok.50km od Mediolanu). Było to niesamowicie pozytywne przeżycie. Rozwinęliśmy ręczniki w kącie lotniska i położyliśmy się. Ja oczywiście nie mogłam zasnąć, bo zbyt wiele działo się dookoła. :) Idąc do toalety poznałam bardzo miłych ludzi z Łodzi, którzy lecieli do Portugalii na studia. Przegadaliśmy pół nocy.


widok z plaży w Cala d'Or (Majorka)

2. Szkoła języka. Co prawda mój włoski nie jest tak perfekcyjny, żebym mogła się nim posługiwać na co dzień, natomiast angielski służył mi świetnie. Praktycznie mogę nazwać się 'tłumaczem' grupy. Przyjaciele niezbyt mówili po angielsku, więc to ja zajmowałam się organizacją. Wiele mnie to nauczyło, ponieważ poszerzyłam swoje słownictwo o nowe, do tej pory nieznajome słówka.

Palma de Mallorca (Stolica Majorki)

3. Jedzenie i kultura. Jako że od niedawnego czasu zostałam wegetarianką moje potrawy były troszkę ograniczone. :) Ale i tak jadłam bardzo smacznie. Muszę pochwalić się, że na plaży zjadłam najlepszego ananasa jak do tej pory, w całym swoim życiu. Tak słodki i pyszny, że trudno sobie to wyobrazić. Niestety, wszystko na wyspie było bardzo drogie, a nasz budżet nieco ograniczony, dlatego nie dane nam było zasmakować wszystkiego, na co mieliśmy ochotę. Ale cóż... może innym razem. ;) Odnośnie kultury-hmmm...- dość ciekawa, szczególnie tak zwana siesta. Wszystkie sklepy zamknięte, ludzie odpoczywają. Sądzę, że w Polsce by się to nie przyjęło. A szkoda ;)


słodki piesek w porcie w Cala d'Or (jego Pan pucował swój arcy drogi jacht)

Chciałabym dodać dużo więcej zdjęć, ale może w następnym poście. :) Pozdrawiam :*


1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Ja myślę, że to dobrze, że sjesta nie przyjęłaby się z Polsce - oznaczałoby to bardziej rozciągnięty dzień pracy, a w ciągu tych 3 godzin i tak nie moglibyśmy załatwić/zrobić nic sensownego. Wolę poodpoczywać popołudniami i wieczorami;)