wtorek, 9 lipca 2013

Biała chorągiewka

Na początku wszystko wyglądało bardzo kolorowo. Uśmiechaliśmy się i cieszyli wspólnymi chwilami. Z każdym dniem pojawiało się jednak poczucie strachu, że D. nie znajdzie pracy w Krakowie. I stało się. Właśnie ten strach zniszczył w nas całą radość. Pieniądze, które mieliśmy zaoszczędzone na nasze "początki" w zastraszającym tempie się kurczyły. A pracy jak nie było tak nie ma. Możecie się dziwić, że w tak wielkim mieście jak Kraków, istnieją problemy ze znalezieniem zatrudnienia. Owszem. Mój narzeczony posiada 4-letnie doświadczenie jako spawacz oraz specjalistyczne kursy zawodowe, które powinny przyczynić się do znalezienia pracy. Niestety, nawet to nie pomogło. Kiedy przestał szukać pracy w swoim zawodzie, zaczął w gastronomii (bo również posiada doświadczenie jako pizzer). Tutaj nastąpiło zderzenie z brutalną rzeczywistością. Praca jest. Ale tylko dlatego, że nikt nie miał siły pracować dziennie po 16 godzin za niecałe 9 złotych/h.
Dzisiaj jest dopiero 9 lipca, ale po długiej rozmowie, prawie całą noc, podjęliśmy decyzję o powrocie do domu. Strasznie ciężko jest mi się z tym pogodzić, ponieważ wiązałam z jego przeprowadzką naprawdę wielkie nadzieje i plany. Gdy moje cele nie zostają zrealizowane, czuję się bezwartościowa. Nie sądziłam, że tak szybko się "poddamy", ale ani ja ani on nie zdobyliśmy zatrudnienia, które zapewniłoby nam utrzymanie się w Krakowie. Nie chcieliśmy zapędzić się w długi i pożyczać od znajomych już na samym początku. Świat jest niesprawiedliwy. Bez znajomości niczego tak naprawdę się nie osiągnie. Tutaj, w naszej rodzinnej miejscowości D. ma zarówno dobrą prace jak i możliwość dorabiania przy spawaniu, co jakiś czas. Tam takiej możliwości nie miał w ogóle.
Nie uznaję tego za porażkę. Mogę poczekać jeszcze rok i wówczas zamieszkamy razem w moim mieszkaniu tutaj. Ale tak strasznie zawiodłam się sama na sobie. Niby mam skończone już 21 lat a tak naprawdę zero we mnie dorosłości. Trzeba było przewidzieć, że nie będzie tak kolorowo i lepiej to wszystko przemyśleć. Przez ten  smutek, który mnie opanował zaczęłam nie stosować diety. Jadłam wszystko, co popadnie. Nie chcę stawać na wagę. Boję się. Wiem, że od października znów zacznie się moja samotność całotygodniowa. Tym bardziej, że wyprowadzam się z mojego obecnego mieszkania w Krakowie, bo myślałam, że znajdziemy coś z D. I za parę dni nie będę miała ani gdzie, ani z kim mieszkać.
Kolorowo, prawda? Muszę wziąć się w garść i zacząć ćwiczyć. Kupiłam już jogurt, błonnik i otręby. Mam również zaoszczędzone pieniądze od dziadków, za które planuje kupić sobie karnet na siłownię. Patrzę do lustra i się brzydzę samej siebie. Ciężkie dni nastały....

5 komentarzy:

Paweł Zieliński pisze...

Ważne by mieć motywację :-)
Jeśli będziesz chciała się zmienić na pewno podołasz.
Pozdrawiam Paweł
http://twojwybortwojaprzyszlosc.blogspot.com/

nelly pisze...

Nie martw się kochana wszystko się ułoży :*

M. pisze...

Kochana, głowa do góry... Teraz nie wyszło, ale jak się czegoś bardzo pragnie to na pewno w końcu się uda, ja w to wierzę!!
Co do diety, to z pewnością szybko zrzucić to co sobie dodałaś.
Nie smuć się. :*

zakochana :* pisze...

Wiem, że gdy zamieszkamy już razem za rok, damy sobie radę. Wierzę w to z całego serca. Życie w Krakowie jest nie tylko droższe, ale również niesamowicie trudniejsze. Dlatego bardzo szanuję osoby, które mimo przeciwności osiągnęły wiele w wielkich miastach, typu Warszawa czy Kraków.

Sunshine pisze...

Nie martw się, na poczatku zawsze są trudności i kłopoty. To że w tym roku się nie udało nie znaczy że za rok się nie uda. Może pracy trzeba zacząć szukać już jakiś czas przed wspólnym mieszkaniem w Krakowie? Ja was podziwiam za to że spróbowaliście :) a za rok napewno się uda :)